wtorek, 6 maja 2014

6 postaci filmowych, z którymi mogłabym wylądować na bezludnej wyspie


  Jakże strasznie oklepany temat!  Co/kogo wziąłbyś na bezludną wyspę. Ja, rzecz jasna, moje ukochane postaci, bo dobre towarzystwo cenię ponad stan posiadania. Kolejność przypadkowa, choć podobno nic przypadkiem nie jest.



Księżniczka Mononoke/Pocahontas – nie mogłam się zdecydować na jedną, a umieszczenie obu na liście wydawało mi się niepotrzebnym powtórzeniem, lądują więc w formie wymiennej. Mononoke ("Księżniczka Mononoke", reż. Hayao Miyazaki) to laska, którą wychowały wilki, jest dość mało sympatyczna, ale ma w sobie „to coś”. Serduszko okazuje się też ma dobre, a las zna jak własną kieszeń. Także w razie czego upoluje coś dla nas, pogada ze zwierzakami, żeby nas nie zeżarły. Małomówna, ale nie szkodzi – potrafię gadać za dwójkę. Pocahontas posiada podobne zalety choć jest sympatyczniejsza i lepiej śpiewa. No i  gada z drzewami – wydaje mi się to zbędną umiejętnością. Dodatkowo nienawidzę jej za tę niemożliwą talię, więc wygrywa jednak Mononoke.

 
Dean Winchester- piękniejsza część duetu braci Winchesterów z Supernatural. Zabija wszelakie potwory, wampiry, wilkołaki, bóstwa, strzygi, duchy, zjawy, walczy z mocami niebiańskimi i piekielnymi, przeżył czyściec i wiele innych patowych sytuacji. Słowem, taka bezludna wyspa to byłby dla niego pikuś. Ja mogłabym się skupić na byciu niewiastą w opałach i dać się ratować. Dean nie jest tytanem intelektu, ale za dużo rozmawiać z nim nie miałabym w sumie zamiaru, hehe (śmiech starego zboczeńca).




Edward Nożycoręki – on z kolei przydałby się w jakichś chaszczach, dżunglach i różnych takich. Zapolować pewnie też by się nauczył. W dodatku jest uroczy, nieirytujący, no i mało mówi. Więc ja mogłabym się skupić na mówieniu, a on na pracowaniu.







Włóczykij- kolejna małomówna postać, ale jak już coś powie, to pamięta się do końca życia. Przy nim trochę bałabym się powiedzieć coś głupiego. Wydaje mi się, że ten zaprawiony podróżnik zna dole i niedole życia poza cywilizacją i jakoś byśmy sobie poradzili w głuszy. Poza tym, podróżowanie w towarzystwie Włóczykija absolutnie musi być czymś fascynującym.






Murphy i  Conner McManus - czyli "Święci z Bostonu. Występują jedynie w pakiecie i biada temu, kto próbowałby ich rozdzielić. Za wiele w dzikich okolicznościach przyrody nie wojowali, ale w dżungli miejskiej radzili sobie znakomicie. Szybko by się nauczyli jak przeżyć na odludziu, dodatkowo są nieprzyzwoicie przystojni (dla mnie tacy mają być i tylko dla mnie), całkiem zabawni, lojalni i nieustępliwi. Tak, weseli Irlandczycy to znakomita kompania!



Max Black - najmniej praktyczny wybór. Bohaterka mniej niż przeciętnego serialu "Dwie spłukane dziewczyny", którego jest samotnym jasnym punktem, ale za to jakim! Jedyny sport, który uprawia to bieganie za uciekającym autobusem, umiejętności kulinarne sprowadzają się do sławnych babeczek (które są z PROSZKU), walczyć ani budować szałasu pewnie też nie potrafi. Nie miałybyśmy co jeść, gdzie się schować przed deszczem i tygrysami, co dwie minuty wybuchałaby kłótnia, ale za to na pewno nie byłoby nudno! Jej poczucie humoru sprawia, że wyczuwam w niej bratnią duszę.

3 komentarze:

  1. Ja zabrałabym Sawyera z Lostów i patrzyła jak rąbie drewno bez koszulki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Max <3 Ale ciekawe wybory. Ja chyba też wzięłabym kogoś z Lost jednak ;)

    OdpowiedzUsuń