Miłość - najbardziej ograny temat. No bo wiersz o czym pisać, jak nie o kochaniu? O czym filmy kręcić, o czym do poduszki płakać? Niebanalne ujęcie banalnego tematu to zadanie level hard. Poniżej subiektywny przegląd moich faworytów romansidłowych.
Eternal Sunshine jest filmem, który raduje mnie pod wieloma względami. Do równania Kate Winslet + Jim Carrey
dodajemy nietypowe tło bliżej niesprecyzowanej przyszłości, która jednak wygląda
bardzo współcześnie - i już jest całkiem dobrze. Bo choć zaczyna się tak typowo - chłopak spotyka dziewczynę, a dziewczyna jest fajna i kolorowa - to kolejne
kadry przekonują, że tak typowo wcale nie jest. I miło jest wierzyć, że
prawdziwa miłość, gdy już minie zakochanie, jest czymś więcej niż sumą
łączących nas wspomnień. Jest i humorystycznie, i ciężko, poważnie i z przymrużeniem oka. Powolny rytm nagle zostaje "zaburzony" ciętym montażem. Michel Gondry przekonał mnie do siebie tym obrazem.
Eternal Sunshine of the Spotless Mind |
- Jestem niesamowicie kochliwą panienką, więc wykorzystam każdą okazję, by pogadać o moich wielkich miłościach; taką jest twórczość Hayao Miyzaki, którego wielbić będę do końca życia i w następnym również. Gdy już mi się znudzi Europa, to rzucam wszystko i jadę gdzieś, gdzie świat wygląda jak produkcja Ghibli Studio. Te magiczne opowieści autentycznie przekonują do wiary w piękno świata. Nawet jeżeli świat z tych opowieści nie przystaje do niemagicznej rzeczywistości dnia codziennego, po seansie ma się ochotę przytulać ludzi na ulicy. Siłą tych historii jest rysowanie silnych międzyludzkich zależności. Co ciekawe, relacje najczęściej budowane są nie rozwlekłymi wiwisekcjami duszy bohaterów, a prostymi słowami, gestami, obrazami oraz piękną muzyką. Miłość w zasadzie zawsze jest obecna w animacjach Miyzakiego, a ta "romantyczna" szczególnie wyeksponowana jest w Ruchomym zamku Hauru. Miłość do narcystycznego chłopca, który w dodatku przehandlował swoje serce, może być dość ciężka, szczególnie gdy mściwa wiedźma zabiera nam młodość i urodę. Bohaterka Ruchomego zamka Hauru nie ma łatwo, ale dzięki uczuciu, które nic nie chce w zamian, odwraca złe uroki. W filmach Miyazakiego ten typ miłości - bezinteresownej i szczerej - jest siłą, która przynosi ratunek, odwraca szkodliwe zaklęcia i daje nadzieję pozwalającą przetrwać.
Odbijam od pozytywnych obrazów miłości, czas na Closer. Closer
może boleć, bo potrafi mocno zachwiać wiarą w tę całą miłość. I zasiewa całkiem
słusznie ziarenko niepokoju w idealistycznym obrazie kochania. Patrick Marber
bezpardonowo obrazuje człowieka, który podobno dzięki uczucie wzbija się ponad
swój egocentryzm - reżyser pokazuje, że nic z tego. Bohaterowie pożądają, pragną i idą po trupach w kierunku spełnienia. Miłość nie wyzwala – ona sprawia, ze jesteśmy słabi i
głupi, i bardzo źli. Dla Dana czy Larrego ukochane kobiety są trofeami, miłym
wypełnieniem czasu, ale i obsesją zatruwającą życie. Dobrzy aktorzy, dobra
muzyka. Ostro i bez upiększeń. Tutaj bardzo brzydko się mówi o miłości, choć w
ładny sposób.
Edward Nożycoręki
W zasadzie kolejny film obejrzałam tylko dlatego, że miał go w filmografii Ryan Gosling, w dodatku na zdjęciach Gosling miał wąsy. Pewnie te
wąsy miały przekonać, że ktoś o wyglądzie Goslinga może mieć problemy z
kobietami. Lars, którego gra Ryan w Miłości Larsa, zachowaniem bardzo przypomina milczącego i nieco autystycznego Edwarda. Rodzina Larsa bardzo pragnie, by ten
znalazł sobie kobietę. Jak to z marzeniami bywa, trzeba być dość precyzyjnym
w ich określaniu, bo mogą się przypadkiem spełnić. Lars znajduje swoją dziewczynę w sieci; precyzując - kupuje ją. Oprócz bycia produktem na sprzedaż, Bianka nie mówi, nie chodzi i nie mruga; bo jest najzwyczajniej w świecie z gumy.
A tak poza tym niczego jej nie brakuje. To nie tylko film o samotności i próbach wypełnienia jej, ale także o tym, jak istotne jest wsparcie otoczenia – gdy
można dorastać w swoim własnym tempie, wtedy wszystko przychodzi we właściwym
czasie.
Wąsy, samotność i „sztuczne” kobiety staną się chyba
znamionami bohatera współczesnego filmu. Joaquin Phoenix (dla ciekawych – jego
imię wymawiamy „Łokin”) zazwyczaj kojarzy się dość psychopatycznie,
absolutnie mnie ujął tworząc kreację Theda, głównego bohatera Her. „Łatwiej jest spreparować siedem faktów, niż wywołać jedno uczucie”
mówił pewien literat, z którym absolutnie się zgadzam. Thed pisze piękne przepełnione uczuciami listy - tym właśnie zarabia na życie. Preparuje fakty i uczucia na papierze w imieniu swoich klientów, bo
w świecie Her łatwiej dostać miłość na zamówienie niż spontaniczne uczucie; produktem staje się wszystko.
Wyobraź sobie, że specjalnie dla Ciebie stworzona zostaje osobowość,
skomplikowana i myśląca, która ma dostęp do każdej z Twoich sfer życia i której
wszystko możesz opowiedzieć, bo jest tylko Twoja i dla Ciebie. Coś takiego
przydarza się właśnie Thedowi. Film bardzo smutny, obejrzę go znów na jesień.
Odczuwam głęboko w lędźwiach, że tematyki miłosnej jeszcze nie wyczerpałam. Na dniach będzie kolejny wpis w klimacie, bo wiosna i kocia chuć drze mi się pod oknem. Bonusowo - utwór z Her i zachrypnięty głos Scarlett Johansson.
|
Każdy z tych filmów to strzał w dziesiątkę. Polecam także Lost in Translation oraz Elegię.
OdpowiedzUsuńNo tak, Elegia! Wiedziałam, że coś ważnego mi umknęło. Książka, "Konające zwierze" też zdecydowanie warta przeczytania.
OdpowiedzUsuń