niedziela, 6 kwietnia 2014

Nikt tak pięknie nie kręcił o miłości

Miłość - najbardziej ograny temat. No bo wiersz o czym pisać, jak nie o kochaniu? O czym filmy kręcić, o czym do poduszki płakać? Niebanalne ujęcie banalnego tematu to zadanie level hard. Poniżej subiektywny przegląd moich faworytów romansidłowych. 

  Eternal Sunshine jest filmem, który raduje mnie pod wieloma względami. Do równania Kate Winslet + Jim Carrey dodajemy nietypowe tło bliżej niesprecyzowanej przyszłości, która jednak wygląda bardzo współcześnie - i już jest całkiem dobrze. Bo choć zaczyna się tak typowo - chłopak spotyka dziewczynę, a dziewczyna jest fajna i kolorowa - to kolejne kadry przekonują, że tak typowo wcale nie jest. I miło jest wierzyć, że prawdziwa miłość, gdy już minie zakochanie, jest czymś więcej niż sumą łączących nas wspomnień. Jest i humorystycznie, i ciężko, poważnie i z przymrużeniem oka. Powolny rytm nagle zostaje "zaburzony" ciętym montażem. Michel Gondry przekonał mnie do siebie tym obrazem. 
Eternal Sunshine of the Spotless Mind
  •   Jestem niesamowicie kochliwą panienką, więc wykorzystam każdą okazję, by pogadać o moich wielkich miłościach; taką jest twórczość Hayao Miyzaki, którego wielbić będę do końca życia i w następnym również. Gdy już mi się znudzi Europa, to rzucam wszystko i jadę gdzieś, gdzie świat wygląda jak produkcja Ghibli Studio. Te magiczne opowieści autentycznie przekonują do wiary w piękno świata. Nawet jeżeli świat z tych opowieści nie przystaje do niemagicznej rzeczywistości dnia codziennego, po seansie ma się ochotę przytulać ludzi na ulicy. Siłą tych historii jest rysowanie silnych międzyludzkich zależności. Co ciekawe, relacje najczęściej budowane są nie rozwlekłymi wiwisekcjami duszy bohaterów, a prostymi słowami, gestami, obrazami oraz piękną muzyką. Miłość w zasadzie zawsze jest obecna w animacjach Miyzakiego, a ta "romantyczna" szczególnie wyeksponowana jest w Ruchomym zamku Hauru. Miłość do narcystycznego chłopca, który w dodatku przehandlował swoje serce, może być dość ciężka, szczególnie gdy mściwa wiedźma zabiera nam młodość i urodę. Bohaterka Ruchomego zamka Hauru nie ma łatwo, ale dzięki uczuciu, które nic nie chce w zamian, odwraca złe uroki. W filmach Miyazakiego ten typ miłości - bezinteresownej i szczerej - jest siłą, która przynosi ratunek, odwraca szkodliwe zaklęcia i daje nadzieję pozwalającą przetrwać. 
Ruchomy zamek Hauru- prawie jak Titanic!

  Odbijam od pozytywnych obrazów miłości, czas na Closer. Closer może boleć, bo potrafi mocno zachwiać wiarą w tę całą miłość. I zasiewa całkiem słusznie ziarenko niepokoju w idealistycznym obrazie kochania. Patrick Marber bezpardonowo obrazuje człowieka, który podobno dzięki uczucie wzbija się ponad swój egocentryzm - reżyser pokazuje, że nic z tego. Bohaterowie pożądają, pragną i idą po trupach w kierunku spełnienia. Miłość nie wyzwala – ona sprawia, ze jesteśmy słabi i głupi, i bardzo źli. Dla Dana czy Larrego ukochane kobiety są trofeami, miłym wypełnieniem czasu, ale i obsesją zatruwającą życie. Dobrzy aktorzy, dobra muzyka. Ostro i bez upiększeń. Tutaj bardzo brzydko się mówi o miłości, choć w ładny sposób.
Kto by nie chciał być Closer Natalie Portman ;)


 Krótko o kolejnym filmie; będę do końca życia trwała w przekonaniu, że Wall-e to jedna z najpiękniejszych i najsubtelniejszych historii miłosnych. Miłość, która obywa się bez dialogów, prosta i jasna. Zardzewiały samotny Wall-e, który nadaje się już właściwie tylko na złom, zdobywa w końcu robocią dziewczynę o aerodynamicznych kształtach. Jedyne w swoim rodzaju jest  to napięcie towarzyszące próbie chwycenia ukochanej za rękę – spełnienie wyrytego w czaszce marzenia ostatniej czującej istoty na Ziemi.
Wall-e
 Jakoś tak dziwnie się składa, że najbardziej przejmujące są filmy o miłości, których uczucie nakłada się na wielkie osamotnienie bohatera. Wall-e otwiera panteon "samotnych kochanków".  
  Edward kocham najmocniej zaraz po Włóczykiju, może czasem nawet mocniej niż Włóczykija. Jest nieśmiały, uroczy i samotny. No i gra go Johnny Depp. Postać Edwarda Nożycorękiego stworzył młodociany Tim Burton - blady chudy dziwak ze słonecznej Kalifornii, którego nikt nie lubił. Dziecko żyjące w świecie własnej wyobraźni, które za całe towarzystwo miało telewizor i kiczowate horrory klasy B. Chłopiec z nożycami zamiast dłoni to pierwsza naiwna autoanaliza - dziecięco szczera i pozbawiona nadmiernych komplikacji. Miłość gotyckiego Edwarda do najfajniejszej dziewczyny w miasteczku z góry skazana jest niepowodzenie. Niezdolność Edwarda do nawiązania tego intymnego i podstawowego kontaktu, jakim jest dotyk, skazuje go na wieczną samotność. Edwardowi nie spełni się marzenie Wall-ego - nigdy nie chwyci ukochanej za rękę. Scena, w której Kim przytula Edwarda, który nigdy nie poczuł wtulonego w siebie ciała, jest dla mnie jedną z bardziej wzruszających scen w historii kina-nawet jeżeli symbol nożyc jest dość toporny a sama narracja pozostawia wiele do życzenia, ten film i tak pozostanie dla mnie jednym z piękniejszych.  

Edward Nożycoręki

  W zasadzie kolejny film obejrzałam tylko dlatego, że miał go w filmografii Ryan Gosling, w dodatku na zdjęciach Gosling miał wąsy. Pewnie te wąsy miały przekonać, że ktoś o wyglądzie Goslinga może mieć problemy z kobietami. Lars, którego gra Ryan w Miłości Larsa, zachowaniem bardzo przypomina milczącego i nieco autystycznego Edwarda. Rodzina Larsa bardzo pragnie, by ten znalazł sobie kobietę. Jak to z marzeniami bywa, trzeba być dość precyzyjnym w ich określaniu, bo mogą się przypadkiem spełnić. Lars znajduje swoją dziewczynę w sieci; precyzując - kupuje ją. Oprócz bycia produktem na sprzedaż, Bianka nie mówi, nie chodzi i nie mruga; bo jest najzwyczajniej w świecie z gumy. A tak poza tym niczego jej nie brakuje. To nie tylko film o samotności i próbach wypełnienia jej, ale także o tym, jak istotne jest wsparcie otoczenia – gdy można dorastać w swoim własnym tempie, wtedy wszystko przychodzi we właściwym czasie. 
Miłość Larsa
  Wąsy, samotność i „sztuczne” kobiety staną się chyba znamionami bohatera współczesnego filmu. Joaquin Phoenix (dla ciekawych – jego imię wymawiamy „Łokin”) zazwyczaj kojarzy się dość psychopatycznie, absolutnie mnie ujął tworząc kreację Theda, głównego bohatera Her. „Łatwiej jest spreparować siedem faktów, niż wywołać jedno uczucie” mówił pewien literat, z którym absolutnie się zgadzam. Thed pisze piękne przepełnione uczuciami listy - tym właśnie zarabia na życie. Preparuje fakty i uczucia na papierze w imieniu swoich klientów, bo w świecie Her łatwiej dostać miłość na zamówienie niż spontaniczne uczucie; produktem staje się wszystko. Wyobraź sobie, że specjalnie dla Ciebie stworzona zostaje osobowość, skomplikowana i myśląca, która ma dostęp do każdej z Twoich sfer życia i której wszystko możesz opowiedzieć, bo jest tylko Twoja i dla Ciebie. Coś takiego przydarza się właśnie Thedowi. Film bardzo smutny, obejrzę go znów na jesień.
  Odczuwam głęboko w lędźwiach, że tematyki miłosnej jeszcze nie wyczerpałam. Na dniach będzie kolejny wpis w klimacie, bo wiosna i kocia chuć drze mi się pod oknem. Bonusowo - utwór z Her i zachrypnięty głos Scarlett Johansson. 


2 komentarze:

  1. Każdy z tych filmów to strzał w dziesiątkę. Polecam także Lost in Translation oraz Elegię.

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, Elegia! Wiedziałam, że coś ważnego mi umknęło. Książka, "Konające zwierze" też zdecydowanie warta przeczytania.

    OdpowiedzUsuń