Siódmego dnia Bóg filmu stworzył kino eksploatacji. Spojrzał na swoje dzieło i stwierdził, że nie jest ono zbyt dobre. Ale ludziom i tak się podobało, choć nie do końca wypada się przyznawać.
Czemu eksploatacja, choćby i jedynie w cytacie, powraca nieustannie na ekrany? Chciałoby się rzec: To wszystko wina Tarantino! Jego "Kill Billów", "Grindhousów"
i opiewania swej wielkiej miłości do kina klasy Z. Ale to jednak nie wszystko.
Grindhouse: Death Proof |
Kino eksploatacji jest
w gruncie rzeczy matką niezliczonych filmowych bękartów. Gdyby nie Zemsta dziwki z genialnymi piersiami Christiny Lindberg nie byłoby kina spod znaku rape and ravange, także Pluje na twój grób czy Kill Bill nie zaszczyciłyby swoją obecnością kinematografii. To eksploatacyjna estetyka kazała reżyserom przeszczepić prosto
z haitańskich legend zombie i dać życie setkom produkcji z chodzącymi trupami. Efekt jest różny, lecz zombie wciąż (powiedzmy) żyje i ma się nie najgorzej. Faster pussycat, Kill! Kill! Russa Meyera stał się kamieniem węgielnym pod Death Proof Tarantino, który rzadko kiedy zaszczyca swymi oryginalnie autorskimi pomysłami. Przykłady można by mnożyć w nieskończoność. Jednak ten wpis dotyczyć będzie podgatunków kina eksploatacji, które umarły przykryte grubą warstwą milczenia, bo zapomnieć raczej trudno.
Faster, Pussycat! Kill! Kill! |
i wszelkiego rodzaju wynaturzenia. A publiczność wiwatuje na stojąco. Generalnie Kaligula by się zarumienił.
Elza-wilczyca z SS |
Choć brzmieć to może absurdalnie, film ma wyraźnie feministyczne
przesłanie.
Wynik eksperymentów Elzy |
z wielkim zaangażowaniem, wypada więc jej wierzyć.
W obozie najważniejszymi postaciami są przedstawicielki płci pięknej - to od nich zależy los jeńców i rodzaj rozrywek fundowanych strażnikom. Chromy doktor nadzorujący badania prezentuje się dość marnie na tle posągowej Elzy. Podobnie z generałem SS - odstręczający jest poczynając od wachlarza zgniły zębów, na preferencjach seksualnych kończąc. Generał obiecuje Elzie, że jeżeli jej badania zostaną potwierdzone, status kobiet w hitlerowskich Niemczech wzrośnie. Niestety, nie dochodzi do emancypacji - Elza zostaje zamordowana przez pobratymca leżąc w łóżku z krwawym trupem. Tak giną hitlerowskie feministki. Elza odradza się jednak w nieco łagodniejszym miejscu niż obóz. Choć lekko i tak nie będzie.
W 1976 powstaje Elza-strażniczka haremu. W tych przyjemnych okolicznościach miłosnego gniazdka możemy obejrzeć sobie atlas najróżniejszych fantazji erotycznych, o których bogobojni mężowie i żony nie myślą zbyt głośno. Złagodzono sceny tortur, lecz aktorstwo oraz akcja (minimalnie zagęszczona) pozostały na podobnym poziomie co pierwowzór. Kobieta-strażniczka w muzułmańskich realiach oraz picie alkoholu przez wyznawców Islamu to dość, by nie oczekiwać za wiele. Jeżeli jednak oburza kogoś ignorancja kulturowa Kanadyjczyków przy produkcji tego sequelu, niechaj lepiej nie bierze się za trzecią część przygód jurnej Elzy.
Elza-strażniczka haremu |
Elza odradza się po raz wtóry, tym razem z czerwoną gwiazdą na czole. Tak, Elza przetransplantowana jest na ciało Matki Rosji jako strażniczka w gułagu czternastym. Elza tym razem zostaje mianowana Syberyjską tygrysicą. W scenografię zaangażowano się
nieco bardziej, można odnieść wrażenie, iż ogląda się film, choć udaje starania w odtworzeniu realiów historycznych. Nieco mniej tutaj też wulgarnej
pornografii przemocy, choć absurdalność dialogów rekompensuje tę
niedogodność. Wszystko jest albo wielkie
jak Matka Rosja, albo długie jak Wołga (seks, orgazm, ciało Elzy, wspaniałość
Elzy i sama Elza). Pilnuje sobie Elza owego gułagu drepcąc
w butach na obcasie, zaś pod białym wdziankiem ma różowy frywolny gorsecik. Wszystko jednak bije scena siłowania na ręce - przeciwnicy zmagają się pomiędzy dwiema piłami mechanicznymi - kto przegrywa, ten przegrywa honor, dumę, no i rękę.
w butach na obcasie, zaś pod białym wdziankiem ma różowy frywolny gorsecik. Wszystko jednak bije scena siłowania na ręce - przeciwnicy zmagają się pomiędzy dwiema piłami mechanicznymi - kto przegrywa, ten przegrywa honor, dumę, no i rękę.
Te filmowe monstra ratuje tylko jedno - totalny i obezwładniający
absurd. Wszystko jest tu wypełnione
groteską. Scenografia wygląda najczęściej jak zrobiona przez amatorski teatr
gospodyń wiejskich, poziom debilizmu na każdym kroku poraża. Ilość idiotyzmów w
fabule i dialogach jest tak zagęszczona, że ciężko uwierzyć, że ktokolwiek
kręcił to na serio. Patyna czasu nadała tym filmom wymiar pocztówki
z przeszłości i kampowego posmaku, który cenią smakosze kiczu. Ale ktoś oglądał te bękarty na serio, bez pancerzyka dystansu - z wypiekami i emocjami. Takiej osoby raczej bym nie zaprosiła na seans we dwoje. Nie można jednak zapominać, że kino eksploatacji nie zawsze jest maksymalnie zwyrodniałe.
z przeszłości i kampowego posmaku, który cenią smakosze kiczu. Ale ktoś oglądał te bękarty na serio, bez pancerzyka dystansu - z wypiekami i emocjami. Takiej osoby raczej bym nie zaprosiła na seans we dwoje. Nie można jednak zapominać, że kino eksploatacji nie zawsze jest maksymalnie zwyrodniałe.
Nocny portier |
i każe śledzić rozwój znajomości byłej więźniarki i jej oprawcy. Być może to wysokie nasycenie emocjami w rysunku obu postaci bierze się z osoby reżysera-kobiety. Początki kariery pani Liliany Cavati mają zabarwienie hagiograficzno-biograficzne (Franciszek 1966, Galileusz 1969). Później coś musiało się stać z Lilianą wnioskując po Kanibalach oraz uwspółcześnionej Antygonie. Prawdopodobnie naoglądała się Pasoliniego, co rzadko dobrze się kończy. Włosi generalnie mają dość spaczone gusta. Moda na eksploatację ogarnęła Włochy absolutnie, błękitne niebo Italii jest właściwie stolicą tego gatunku. Pewien sprytny Włoch dokonał też kolejnego wskrzeszenia mojej ulubienicy Elzy.
i zazdrosnym o ekscesy tejże odbytem. Finał jest satysfakcjonujący dla obu stron toczącego się dialogu. Jesus, król cycków oraz walających się organów, ma grono swoich zagorzałych fanów. Sama podziwiam go za objętość filmografii - scrolowanie na filmwebie trwa wieki. Jednak ten reżyser ma "to coś". W jego dorobku są dzieła, które mają w sobie zapowiedz czegoś większego, niż chyba sam Franco przewidywał. Być może Wampiryczne lesbijki czy Dziewica wśród trupów nie są najbardziej stylowe, jednak surrealistyczna Venus w futrze jest nieomal na lynchowski sposób zanurzona
w oniryzmie! Film intrygujący, choć nie zawsze subtelny. Całość ubarwia Klaus Kinski - on zawsze wywołuje dreszcze, choć niekoniecznie przyjemne.
Jesus doskonale zna to równanie, w którym seks i przemoc zawsze dadzą pieniądze. Pomimo wiecznie niskiego budżetu,
umiał wyczuć w jakim kierunku tandety ludzie pójdą. Italia wydała na świat więcej "geniuszów kina eksploatacji", którzy
z pewnej nudnawej serii erotyków rodem z Francji wycisnęli kilka iskier. Ale o tym
w kolejnym wpisie z cyklu "Bękarty Kina".
z pewnej nudnawej serii erotyków rodem z Francji wycisnęli kilka iskier. Ale o tym
w kolejnym wpisie z cyklu "Bękarty Kina".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz